Tekst Anastazja Grebień, lekarz psychiatra w trakcie specjalizacji, pomoc w opracowaniu studentka 1 kursu psychologii APS Julia Nowakowska

Według najnowszych statystyk, ilość nastolatków, stosujących autoagresję, wynosi w Polsce już około 20% i dalej rośnie. Metody są różne: przecinanie skóry różnorakimi narzędziami, podpalanie jej, drapanie do krwi. Nasze pojmowanie wszelakich statystyk powinno być jednak zawsze uprzedzone świadomością jednego niesamowicie ważnego faktu: większość osób ukrywa to, że robi sobie samemu krzywdę. Dlaczego? Jakie są przyczyny i skutki samookaleczeń? I – najważniejsze – jak możemy pomóc osobom, borykającym się z owym problemem?

Samookaleczanie jako sposób radzenia sobie z szeroko pojętym bólem

            Dla sporej części ludzi kwestia autoagresji wydaje się wręcz absurdalna – człowiek naturalnie bowiem chroni się przed krzywdą cielesną, unika jej. Dlaczego więc coraz częściej postanawia robić ją sobie sam? Powody mogą być bardzo różne. Jednym z nich jest chęć uspokojenia się, skupienia swojej uwagi na czymś innym niż natłok dręczących myśli. Wiele osób stosuje taką taktykę, ponieważ daje im to swego rodzaju dodatkowy bodziec, na którym mogą się skupić. Z innej strony mamy intencjonalne karanie się za własne winy, często wynikające z nadinterpretacji różnych zdarzeń. Nagminne są sytuacje, w których – przykładowo – nastolatek po kłótni z rodzicem szuka sposobu ukarania się za pewien zawód, który wydaje mu się, że przyniósł ulgę, ale na krótko.  Jest to silnie związane z niską samooceną, również coraz częstszą w społeczeństwie. Oprócz tego, zdarzają się sytuacje samookaleczeń niekontrolowanych. Dochodzi do nich, gdy osoba w silnych emocjach potrzebuje dać im jakiś upust i zwyczajnie wyżywa się na samym sobie. Dlaczego więc mogą być one niekontrolowane? Zdarza się, że przez bardzo silne odczucia nasz mózg staje się „zaćmiony”, a ciało instynktownie szuka sposobu na uspokojenie, który już zna – dlatego najczęściej dzieje się tak w momencie, gdy do autoagresji dochodziło już wcześniej. Przykładową sytuacją może być atak lękowy (atak paniki), w którym osoba dotknięta nim zazwyczaj nie kontroluje tego, co się z nią dzieje.

Autoagresja – powód do wstydu?

            Dlaczego tak często zdarza się, że nie zdajemy sobie sprawy z czyjegoś samookaleczania, mimo że wszystko może się dziać pod naszym nosem? Nie istnieje jednoznaczna odpowiedź, ale najczęstsza jest prosta – strach. Osoby, które cierpią z powodu autoagresji, często boją się reakcji innych na taką sytuację. Kieruje nimi obawa o osąd, a nawet wściekłość ze strony najbliższych. Tworzy się błędne koło: ktoś nie radzi sobie z napotkanymi trudnościami, więc próbuje załagodzić to samookaleczaniem. To z kolei również zaczyna go dręczyć (samoocena coraz bardziej się obniża, nienawiść do samego siebie rośnie), ale boi się poprosić o pomoc, ze względu na dalej trwającą tabuizację oraz stygmatyzację osób, cierpiących na schorzenia psychiczne. Osoby, stosujące autoagresje, stają się swoistymi mistrzami swego fachu w ukrywaniu śladów – noszą długie rękawy, używają kosmetyków do makijażu, ale czasem wcale nie muszą tego robić, bo wybierają miejsca mniej widoczne na co dzień – na przykład brzuch oraz uda. Najczęściej samookaleczanie występuje razem z różnymi innymi schorzeniami bądź zaburzeniami, które sprawiają, że mętliki w głowie i złe samopoczucie zaczynają się nawarstwiać, aż do krytycznego stanu.

Co więc robić, gdy mamy podejrzenie, że ktoś nam bliski się samookalecza?

            Przede wszystkim: zachować spokój. Samookaleczanie często wcale nie jest tożsame z myślami samobójczymi, a nasze gwałtowne reakcje mogą tym bardziej zrazić do nas drugą osobę i sprawić, że wcale nie będzie chciała podzielić się z nami swoimi przemyśleniami. Najważniejsze jest zbudowanie zaufania, bezpiecznej przestrzeni. Można zadać sobie pytanie: „Czy kiedykolwiek zdarzyło mi się powiedzieć lub zrobić coś, przez co dana osoba mogłaby nie chcieć ze mną porozmawiać na ten temat?”. Nie powinniśmy również zmuszać nikogo do bycia wylewnym, uporczywie dopytywać o powody (nasz rozmówca wcale nie musi wiedzieć, jakie one dokładnie są) i – co gorsze – na siłę odsłaniać ubrań, by zobaczyć rany. Najlepiej zapewnić o tym, że dana osoba zawsze ma w nas wsparcie, bo – należy pamiętać – to, że my ciężko przeżywamy fakt autoagresji osoby nam bliskiej, wcale nie oznacza, że powinniśmy wywoływać w niej poczucie winy, związane z robieniem krzywdy nam. Absolutnie! Osoba samookaleczająca się bardzo cierpi, a jakiekolwiek negatywne komunikaty w jej stronę, związane z tym tematem, mogą sprawić, że będzie czuła się jeszcze gorzej. Pamiętajmy – chcemy pomóc, a nie pogorszyć sprawę!

Najlepsze rozwiązanie?

Zapytaj bliskiej ci osoby o to, czy byłaby chętna podjąć się terapii lub zapisać się na wizytę do psychiatry. Od samookaleczania można się uzależnić, a radzenie sobie z nim samemu jest naprawdę bardzo trudne i najczęściej konieczna jest profesjonalna pomoc. Specjaliści mają wiele sprawdzonych narzędzi, dzięki którym mogą pomóc w tym oraz innych problemach. Będą w stanie dojść do najlepiej ukrytych przyczyn autoagresji i pomogą pracować nad jej niwelowaniem. Może problem jest o wiele głębszy, niż nam się wydaje? W naszej poradni „W zgodzie ze sobą” zapewniamy zespół specjalistów, który od wielu lat pracuje z takimi oraz innymi problemami. Nasi psychologowie są otwarci na wyzwania, chętnie podejmą się współpracy z każdym, kto boryka się z wewnętrznymi „demonami”. Wykonujemy testy diagnostyczne oraz organizujemy warsztaty dla tych, którzy potrzebują naszych rad w konkretnych sytuacjach. Cały nasz zespół robi wszystko, by każda osoba, przychodząca do nas na konsultację, zaczęła w końcu żyć… w zgodzie ze sobą

Call Now Button